Od zera do bohatera made by Michał Ficek
Źródło: Michał Ficek, Jacek Sufin
26 Dec 2013 14:10
tagi:
Gomola, Michał Ficek, MTB, Rajd Wyszehradzki, Mazovia, Mazovia24
RSS Wyślij e-mail Drukuj
Michał Ficek - jeszcze trzy lata temu nikt o nim nie słyszał, dziś jest w czołówce krajowego MTB. Wystarczyły tylko wspomniane trzy sezony, by popularny Ficu przebył tytułową drogę „od zera do bohatera”. Jak trudna to była droga, co już osiągnął, a ile jeszcze ma przed sobą? O tym i nie tylko, rozmawialiśmy z Michałem u progu przygotowań do sezonu 2014.

- Witaj. Michał, podobno znasz magiczną receptę na to, jak w krótkim czasie stać się z nieznanego chłopaka zawodnikiem, z którym musi liczyć się krajowa czołówka. Zdradzisz ten sekret?

- Cześć. To przecież oczywiste i nie powiem tutaj nic niezwykłego. Wystarczy solidny trening połączony z odpowiednią dietą i regeneracją, do tego silna wola i determinacja, szczypta warunków fizycznych, niezawodny sprzęt i... tak na prawdę dalej nie mamy pewności sukcesu. U mnie wszystko zaczęło się bodajże na początku liceum, kiedy za namową kolegów z klasy, kupiłem swój pierwszy rower. W tym roku (2009) wystartowałem także w pierwszym maratonie MTB w Ustroniu. Ból na trasie i satysfakcję na mecie pamiętam do dziś. Kolejny rok to już 4 starty i pierwsze sukcesy w kategorii juniorskiej na najdłuższych trasach maratonów. Mój potencjał dostrzegł Dariusz Tiffert (znajomy mojego taty, prezes Gomola Trans Airco) i zaprosił mnie do drużyny. Tak to się wszystko zaczęło. Rok 2011 to już regularne starty pod banderą GTA, kolejne tysiące pokonanych na rowerze rocznie kilometrów oraz nowe sprzęty w posiadaniu (rower szosowy oraz startowy MTB).

- Rozumiem, że po tym pierwszym sezonie podjąłeś jakieś postanowienia, wyznaczyłeś sobie cele, zacząłeś inaczej trenować… czy nadal przeważały spontaniczne treningi i radość z jazdy?

- Kolarstwo pochłonęło mnie w całości, jednak mimo wszystko spontaniczne treningi w dalszym ciągu stanowiły podstawę mojej formy. Jazda na rowerze sprawia mi przyjemność, dlatego często pokonywałem dystanse przekraczające 200 km, bo te w granicach 100 km… to był standard. Kiedyś zdarzyło mi się dzień po powrocie na rowerze od mojej babci (z Tarnowa, jakieś 180 km) wystartować w zawodach i… wynik był zadowalający. Patrząc z perspektywy czasu i zdobytej wiedzy o treningu, muszę jednak stwierdzić, że mój sposób jeżdżenia (jeszcze nie trenowania) nie był do końca bezsensowny. Jazda "na wyczucie" wychodziła mi całkiem nieźle.

michał ficek

- W kolejnym swoim sezonie stanąłeś na starcie wyścigu Mazovia 24h, jako jeden z czteroosobowego składu. Pomimo tego, że pogoda wówczas Was nie rozpieszczała, to dość długo prowadziliście. Co się stało, że nie wygraliście?

- Dokładnie. W 2011 roku, w Wieliszewie wystartowaliśmy ze znajomymi w Mazovii 24h, wybraliśmy kategorię Quatro - 4 osoby jeżdżą na zmianę przez 24h po specjalnie wytyczonej trasie. "Pogoda nie rozpieszczała" to delikatne określenie. Przez cały czas było niesamowicie zimno, deszcz nie przestawał padać ani na chwilę, a trasa zamieniła się w jedno wielkie bagno. Nie byliśmy przygotowani na takie warunki. Każdy z nas posiadał tylko jeden zestaw ciuchów, a przebranie się w mokre, brudne ciuchy kolarskie i wyjście z ciepłego pomieszczenia na trasę stanowiło traumatyczne przeżycie. Do tego doszły problemy sprzętowe, co było powodem utraty prowadzenia. Ostatecznie ukończyliśmy ten wyścig na najniższym stopniu podium. Już wtedy czułem wielki niedosyt i w głowie pojawił się pomysł na start w kategorii solo. Zdecydowanie wolę, gdy mój wynik zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Jeśli coś zawalę, mogę mieć pretensje tylko do siebie.

- A jakie wyniki osiągałeś wówczas na trasach innych wyścigów? Ponoć krążyły takie pogłoski, że jeszcze nie wyprodukowano sprzętu, który wytrzymałby pod Tobą dłużej niż dwa wyścigi.

- Czy ja wiem... problemy sprzętowe wynikały przede wszystkim z tego, że mój rower ucierpiał bardzo mocno podczas omawianej Mazovii, jednak nie nazwałbym siebie "mordercą sprzętu". Inna sprawa, to moje umiejętności serwisowe, a właściwie ich brak. Z kwestią awarii sprzętu wiąże się także mój występ w MTB Trophy w 2012 roku. Z powodu defektu hamulca przejechałem tę trudną etapówkę na pożyczonym rowerze, na który wsiadłem 15 minut przed startem pierwszego etapu...

michał ficek

- W następnym roku, zgodnie z daną sobie obietnicą, pojechałeś Mazovię 24h w kategorii solo i… zdeklasowałeś rywali. To chyba wówczas zaczęto częściej wymieniać Twoje nazwisko.

- Rok 2012 stał właśnie pod znakiem Mazovii 24h, ponownie w Wieliszewie. Tym razem pogoda już „rozpieszczała”. To, co przeżyłem podczas tych 24h spędzonych na rowerze, ciężko jest opisać słowami. Nie wiem, czy będę miał okazję jeszcze w życiu doświadczyć tak wielkiego cierpienia towarzyszącemu jeszcze większej satysfakcji. Tutaj można przeczytać obszerną relację z tamtej imprezy. Sam często wracam do tego tekstu.

- A treningi? Nadal robiłeś to spontanicznie, czy może już wówczas miałeś opiekę trenerską?

- W kwestii treningów, z sezonu na sezon zmieniało się praktycznie niewiele, jednak z każdym nadchodzącym sezonem wcześniej "wyciągałem rower z piwnicy" po okresie zimowym. Kilka lat temu jeździłem praktycznie tylko w czasie ciepłych, słonecznych dni, natomiast dzisiaj nie ma dla mnie złej pogody na rower. Oczywiście podczas treningów w dalszym ciągu polegałem tylko na własnym wyczuciu. W tamtym czasie współpracę z trenerem wykluczał także mój plan startowy, w którym uwzględniłem zarówno długie wyścigi 24-godzinne, etapówki, maratony, jak i krótkie, intensywne wyścigi XC. Swoją drogą zostałem za to ostro skrytykowany przed sezonem… i z nieukrywaną satysfakcją wypełniałem swój plan dopisując kolejne zwycięstwa.

- Pod koniec sezonu 2012 byłeś wymieniany w gronie faworytów wszędzie tam, gdzie się pojawiałeś na starcie. Na maratonach jeździłeś jedynie słuszny dystans, wygrałeś edycję w Piwnicznej, a podczas innych stawałeś niejednokrotnie na pudle. Zacząłeś pojawiać się na IC oraz startować w XC, a także w zawodach szosowych. Nie za dużo tego wszystkiego? Jak sobie z tym radziłeś?

michał ficek

- Tak, jak wspominałem, rok 2012 obfitował w różnorakie starty. Niedługo po zwycięstwie w Mazovii, po długich bojach, udało mi się złożyć nowy rower startowy na kołach 29 cali. Zdecydowanie był to dobry wybór, bo już pierwsze starty pokazały, jak bardzo blokował mnie poprzedni sprzęt. Wygrane maratony w Piwnicznej, Kielcach czy Suchedniowie były dla mnie bardzo budujące. Prawie w każdy startowy weekend stawałem na podium. Oczywiście w parze z wynikami szła także rozpoznawalność w środowisku. Warto także wspomnieć o środowych treningach IC w Katowicach, które w dużej mierze przyczyniły się do mojej wysokiej dyspozycji w tamtym sezonie. Bezpośrednia rywalizacja z innymi kolarzami stanowiła doskonały trening, który nie sposób wykonać podczas samotnej jazdy.

- Aż nadszedł sezon 2013. Znakomity start w Rajdzie Wyszehradzkim, a także inne spektakularne sukcesy. No i coraz większy rozgłos - nikomu nieznany chłopak pozostał tylko wspomnieniem. Co było najważniejszego w tym sezonie?

- Można powiedzieć, że ostatni sezon był dla mnie przełomowy. Już na początku listopada zdecydowałem się na współpracę z Danielem Paszkiem (Cyclo Trener), który w sezonie trzymał rękę na pulsie i można powiedzieć, że nadzorował moje treningi. Ze współpracy z Danielem, poza wymiernymi rezultatami w postaci wyników sportowych, wyniosłem także nieocenioną wiedzę na temat szeroko pojętego treningu. Postanowiłem także pierwszy raz wyrobić licencję PZKolu oraz wystartować w oficjalnych MP w XC oraz maratonie MTB. Po solidnie przepracowanej zimie oraz dwutygodniowym zgrupowaniu w Hiszpanii, praktycznie przez cały sezon dysponowałem równą, wysoką formą regularnie meldując się w czołówce w większości wyścigów, w których brałem udział. Wisienką na torcie tego sezonu był, tak jak mówisz, Rajd Wyszehradzki. Tak to już jest, że człowiekowi w pamięć zapadają wyścigi wyjątkowe, do których ten z pewnością należał. Z Budapesztu do Krakowa w trochę ponad 14 godzin tylko i wyłącznie dzięki sile własnych mięśni, to jest coś. Polecam pełny opis tamtego, niezwykłego wyścigu.

michał ficek

- No i żelazne w takich rozmowach pytanie. Jakie masz plany na przyszłość? MTB, XC, szosa? Zmieniasz też barwy teamowe, zdradzisz w czyjej koszulce będziesz jeździł w nadchodzącym sezonie?

- Po trzech latach w Gomola Trans Airco przyszedł czas się pożegnać. Nie była to łatwa decyzja, ale wszystko ma swój początek i koniec. Chciałbym serdecznie podziękować sponsorom za wsparcie przez ten okres oraz wszystkim zawodnikom i przyjaciołom z teamu, z którymi miałem okazję przeżyć wiele cudownych chwil podczas zawodów, jak i poza nimi. Nie chcę tutaj wymieniać każdego z osobna, bo boję się, że mógłbym o kimś zapomnieć. To był bardzo sympatyczny i na pewno niezwykle ważny okres w mojej karierze, ale jak już wspomniałem, czas iść dalej i stawić czoła nowym wyzwaniom. Jeśli chodzi o plany na przyszłość, to na razie nie zdradzę wielu konkretów. Na pewno częściej będzie mnie można zobaczyć na szosie. Przygotowania do kolejnego sezonu cały czas trwają. Obiecuję, że zrobię wszystko, by być jeszcze mocniejszy.

- Dziękuję i życzę jeszcze wielu znaczących sukcesów. Chciałoby się powiedzieć „do zobaczenia na trasie”, ale jeśli chodzi o Ciebie, to powiem… do zobaczenia przed startem oraz po wyścigu.

- Również dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia całej drużynie w kolejnych sezonach. Do zobaczenia!


Rozmawiał
Jacek Sufin

Komentarze:
theblues8, 29 Dec 2013 23:48
Chyba będzie jeżdził w GK Gliwice. Myślałem że w jakiejś topowej ale i tak jest mega wszechstronny kozak. Każdy kto zaczyna marzy o takim progresie a On to po porostu zrobił. Fajnie się ogląda taki talent szkoda ze nie moge se znim pojeżdzić.
lukas, 28 Dec 2013 10:28
Jakiego znowu bohatera? Co ten Ficek takiego osiągnął w poważnych zawodach? Na Mistrzostwach Polski w maratonie MTB był dopiero 22. ze stratą 30 minut do zwycięzcy. Z kolei na MP MTB XC 28. ze stratą 3 okrążeń? Bo nikt nie powie mi, że te śmieszne maratoniki MTB jak MTB Marathon czy Bike Maraton to mają jakiś wysoki poziom sportowy, gdzie najlepsza kobieta przyjeżdża na 7 pozycji OPEN na GIGA, natomiast na GIGA nie ma też żadnego ścigania bo różnice są potężne czasowe. To świadczy tylko o tym jak NISKI jest poziom sportowy tych naszych zawodów MTB (w Polsce)...
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby skomentować ten artykuł.
Jeżeli nie posiadasz konta, zarejestruj się i w pełni korzystaj z usług serwisu.
Grupa Kolarska
Gomola Trans Airco
Get the Flash Player to see this rotator.
Wirtualne360
Gomola Trans Airco
Panorama 360, Gomola Trans Airco  - Team MTB

Najpopularniejsze artykuły
Subskrypcja
Promuj serwis LoveBikes.pl
RSS Wyślij e-mail Facebook Śledzik Gadu-Gadu Twitter Blip Buzz Wykop



Polecamy
Wejdź i zobacz!
Wspieramy:
MTB Marathon MTB Trophy MTB Challenge
© 2012-2016 Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie zawartości serwisu zabronione.
All right’s reserved.